Mniej więcej w drugim tysiącleciu p.n.e. wielkie starożytne cywilizacje na różnych kontynentach niezależnie od siebie prowadziły całkiem zaawansowane badania nieba i gwiazd. W Chinach, Indiach, Babilonii, Grecji oraz Ameryce Środkowej (Majowie, Aztekowie, Inkowie) działali już wyspecjalizowani kapłani-astronomowie, choć większość swoich obliczeń stosowali głównie na potrzeby astrologiczne (religijno-wróżbiarskie). W zależności od przyjętej zasady opracowywano kalendarze solarne (słoneczne), lunarne (księżycowe) lub solarno-lunarne. Ze względu na niedoskonałość ówczesnych instrumentów astronomicznych (teleskop wynaleziono dopiero w XVII w.!) podstawowym problemem w tworzeniu starożytnych kalendarzy była słaba dokładność obliczeń dla Słońca oraz Księżyca…
Już samo uściślenie 4 księżycowych faz rodziło kłopoty, okazało się bowiem, że poszczególne fazy (nów, I kwadra, pełnia, III kwadra) nie są tak samo długie. I tak w ciągu roku nów występował 12 albo 13 razy, a liczenie dni lunacji (tj. okresów pomiędzy wystąpieniem tej samej fazy Księżyca) raz dawało wynik 29, innym razem 30. Jeśli zakładano, że lunacje (np. okresy od pełni do pełni) są zawsze jednakowe, to po pomnożeniu przez 12 miesięcy w roku wychodziło np. 360 dni. To gdzie się podziało pozostałych 5 dni roku?! Z powodu małej precyzyjności instrumentów astronomicznych nie od razu uświadomiono sobie, iż lunacje nie są takie same, lecz istnieje pomiędzy nimi różnica kilku godzin, co w rocznym cyklu przekłada się na parę „nadmiarowych” dni. A to był tylko jeden z problemów mierzenia czasu w systemie lunarnym.
Kalendarz solarny również przyprawiał kapłanów-astronomów o ból głowy. Trudno było ustalić jakieś „punkty zwrotne”, do których można by odnieść obliczenia słoneczne. Trzeba było najpierw zaobserwować, a potem jeszcze właściwie zinterpretować takie zjawiska, jak np. równonoc (zrównanie długości dnia z długością nocy) czy przesilenie (moment roku, kiedy dzień jest najdłuższy, a noc najkrótsza oraz na odwrót), które występują dwa razy do roku, i wcale nie dokładnie w tej samej dacie. Dla ówczesnych astronomów, którzy nie posiadali urządzeń pomiarowych i komputerów tak dokładnych, jakimi dysponujemy współcześnie, musieli sobie jakoś radzić. Zmierzenie dokładnie długości dnia i nocy było praktycznie niemożliwe, i określanie na podstawie takich obserwacji dat w kalendarzu obarczone było nie tylko możliwością błędu, ale niemal pewnym błędem, Nic zatem dziwnego, że wszystkie starożytne cywilizacje stale „majstrowały” przy swoich kalendarzach i wypracowały różnorodne warianty systemów kalendarzowych.
Niestety, każdy z nich pozostawiał sporo do życzenia… O czym przekonamy się nie raz i nie dwa zgłębiając historie różnych kalendarzowych wynalazków.
Co ciekawe – i pewnie nie pamiętacie tego ze szkoły, a może nie było o tym mowy? – „równonoc” to określenie potoczne dnia, w którym promienie słoneczne padają na równik pod kątem 90°. Tak naprawdę ten dzień nie jest wcale dokładnym zrównaniem długości trwania dnia i nocy, a różnica dla Warszawy to około 9,5 minuty na korzyść słońca! W 2022 roku równonoc wypadła 20 marca, a na jesieni wypadnie 23 września. Na naszej półkuli przesilenie letnie w 2022 roku mieliśmy 21 czerwca, a zimowe czeka nas 21 grudnia.
Zanim jednak zajmiemy się prehistorią, zadamy sobie pytanie, o co chodzi z tymi kalendarzami gregoriańskim oraz juliańskim (najbliższymi naszej cywilizacji) i jak to możliwe, że nasi sąsiedzi obchodzą te same święta… w innym czasie??
Powyższy artykuł jest objęty licencją Creative Common Attribution & Share Alike. Licencja, której używamy oznacza, że zezwalamy na wykorzystanie w dowolny sposób treści i zdjęć zawartych w utworze – pod warunkiem podania nazwy firmy Lucrum jako autora w postaci klikalnego linku kierującego do https://www.lucrum.pl lub źródła oryginalnego tekstu w postaci klikalnego linku. Wszystkie inne użycia online bez podania klikalnego linku są zabronione.